poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 2

- Aaaa!- pisnęłam  idąc korytarzem, ponieważ ktoś zaciągnął mnie do schowka Filcha.
-Cii..-usłyszałam szept tuż przy uchu, gdy drzwi się zamknęły. Słysząc TEN głos, ciało momentalnie mi  się napięło.
- c-co ty robisz...?- zapytałam patrząc na chłopaka.
- em...eh...no bo George jest .....gdzieś...a skoro mi się nudziło to.... dałem Filchowi nasze nowe cukierki no i...jest cały popuchnięty na twarzy...- mówił, na co się zaśmiałam.
- i cię gonił, tak?
- ehem...-przytaknął.- jesteś inna-powiedział wprost.
-inna? To znaczy jaka? Jestem odmieńcem czy co?- udałam oburzenie.
- nie! Nie o to mi chodziło! Po prostu...czasami cię nie rozumiem...czemu jesteś dla nas miła?
-em...czemu mam być nie miła?
- no...nie wiem...ale na początku myślałem, że skoro chodzisz z Malfoy'em to masz przynajmniej podobne do niego zachowanie, a tymczasem jesteście całkiem różni...
-co?!- wybuchnęłam śmiechem przerywając mu zdanie- ja i Malfoy? Serio, przyjaźnimy się, ale NIC poza tym.- opanowałam śmiech.
- serio?- w jego oczach można było dostrzec.... iskierki nadziei? Co? Em...zdawało mi się chyba.
- serio- zarumieniłam się. Boże! Co ja zrobiłam?! Zarumieniłam się?! Do jasnej cholery czemu? Na szczęście było ciemno więc Fred tego nie zauważył.
- em...mam pytanie...
- hmm..?- mruknęłam.
- no bo...eh...jakby to ująć...no ja cię lubię i...no możemy...ten...no się zaprzyjaźnić?.- denerwował się. Wyglądałam jak burak!
- em..no..tak...- powiedziałam cicho.
- serio?
- serio
- to ten...idziemy na lekcje..? Jeśli się nie mylę to mamy razem zaklęcia- powiedział, na co się uśmiechnęłam i wyszliśmy ze schowka.


*************************


- Witam was na dzisiejszej lekcji. Na dzisiejszej lekcji będziemy rzucać zaklęcie Wingardium Leviosa.-powiedział profesor Flitwick, gdy siedzieliśmy w ławkach.
Zaprezentował nam działanie i pokazał to zaklęcie na piórze. Następnie na naszych ławkach również pojawiły się pióra i każdy zaczął ćwiczyć.
W końcu usłyszałam dzwonek! Teraz obiad...
- Ashley....- usłyszałam Pansy, dlatego się zatrzymałam.
- tak...?
- czy ciebie i tego Weasleya nic nie łączy...?- zapytała podejrzliwie.
- a czemu pytasz?- zaczęłam się denerwować.
- eh...czemu? Ty się jeszcze pytasz? Całą lekcje gapiłaś się na niego rozmarzona, a on wcale nie był ci dłużny.- zaśmiała się.
- ale, że serio?- moja twarz pokryła się szkarłatem.
- ehem....mruknęła- czekaj, czekaj...mów co jest między wami!- złapała mnie za ramiona.
- em...przyjaźnimy się.- powiedziałam cicho.
- od kiedy?
- od dzisiaj.
- serio?
- serio.
- serio, serio?
- tak, serio, serio- zaśmiałam się- powtórzę się: serio. I już nie pytaj.- dodałam szybko widząc jak jej usta znów się otworzyły, na co się zaśmiała.
Przegadałyśmy całą drogę do Wielkiej Sali, a następnie usiadłyśmy na swoim miejscu. Spojrzałam na stół nauczycieli. Nie było ani Snape'a, McGonagall ani Dumbledore'a. Po chwili usłyszałam hałas na korytarzu.
- Wszyscy do macie iść do swojego dormitorium. Natychmiast- powiedziała McGonagall wchodząc do sali. Wszyscy zerwali się z miejsc i zaczęli opuszczać Wielką Salę. Wzrokiem odnalazłam TO spojrzenie. Zobaczyłam GO w tłumie. Uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest. Po chwili zniknął w tłumie, a ja razem z Pansy pobiegłyśmy do dormitorium.
- wiesz może co się dzieje?- zapytałam brunetki siadając na łóżku.
-  nie mam pojęcia...
- dziewczyny, patrzcie- usłyszałyśmy Daphne. Spojrzałyśmy przez okno. Nad jedną z wież wisi Mroczny Znak. Ktoś zginął. Czy śmierciożercy są w Hogwarcie.
- wychodzi na to, że Hogwart nie jest już tak bezpieczny...- westchnęła Parkinson.
Rozmawiałyśmy dłuższy czas, nie wiem która była godzina, jak usłyszałyśmy kroki po schodach.
Przestraszyłyśmy się i przestałyśmy rozmawiać. Kroki były coraz bliżej. Zobaczyłyśmy jak klamka od drzwi przechyla się w dół. Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem a w nich zobaczyłam dwóch rudzielców, Zbiniego i Nott'a.
- Co wy tu robicie?- zapytałam.
- co ja tu robię? Sam nie wiem. Pytaj się jego- powiedział George i spojrzał na Freda morderczym wzrokiem na co  się zaśmiałam.
- Malfoy cię szuka, a skoro on nie wiedział gdzie jesteś, to..no zmartwiłem się, bo on zawsze wie gdzie jesteś. George poszedł ze mną, a po drodze spotkaliśmy chłopaków. Poszli z nami i....jesteśmy.- wytłumaczył Fred, a potem.........się przytuliliśmy. Oesu, ale on ma zarąbiste perfumy! Jak on fajnie przytula!
Wtuliłam się w niego mocniej i...tak staliśmy przez...jakiś czas.
- Ekhem...- usłyszeliśmy chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na resztę. Wszyscy oprócz Pansy gapili się na nas jakby zobaczyli ufo.
- em...mam coś na twarzy..?- zaśmiałam się próbując rozładować to napięcie.
- nie Ashley, jesteś czysta- Pansy również się zaśmiała.
- co się w ogóle stało?- zapytałam.
-em...eh...no...ten....- plątał się Teo.- Dumbledore nie żyje.
- co? Jak?- pytała Daphne.
- Podobno jakiś śmierciożerca go zabił...nie wiemy kto.. nic jeszcze nie mówili...- tym razem odezwał się Blaise
- Czyli teraz dyrektorką będzie McGonagall?- zapytała Parkinson.
- na to wygląda- powiedział Fred.


***********************************



Pam pam pararapa pa pam Parapapapam papapapam
A więc jest drugi rozdział xD
Mam nadzieję, że się spodoba. 
Jak widzicie, zmieniłam czas.
Nasza główna bohaterka jest na siódmym,
a nie na ósmym roku nauczania.
Jak widzicie, Dumbledore (/*) zginął na siódmym,
a nie na szóstym roku.
Akcja ma inny czas niż w książce. 
Fred i George, jak widzicie, nie uciekli ze szkoły i dalej się uczą.
Rozdział się podoba?
Mam nadzieję, że tak <3
Proszę pozostawcie po sobie ślad w postaci komentarza :**
Dla was to tylko chwila, a dla mnie motywacja do dalszego pisania...
Mam nadzieję, że zrozumiecie i skomentujecie <33
Kocham i do napisania :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz